K

Kanion Colca w Peru – na własną rękę w 2-3 dni

Widoki na kanion Colca

Gdy dotarliśmy na dno kanionu oboje pomyśleliśmy dokładnie to samo – musimy zostać tu dłużej! 

Nasz oryginalny plan na kanion Colca zakładał tylko 2-dniową wyprawę. Najpierw dostać się z Arequipy lokalnymi środkami transportu do Cabanaconde, stamtąd zejść na dno kanionu, przespać się w oazie Sangalle i wczesnym rankiem wyruszyć w drogę powrotną. Czas naglił, dalsze plany były ambitne, a grafik dość napięty – jak to zazwyczaj bywa z naszymi podróżami 😅 Ale plany są również po to, żeby je zmieniać, prawda? A kanion Colca skutecznie nas do tego przekonał. Czy było warto? Zdecydowanie! Ale zacznijmy może od początku…

Najgłębszy kanion świata?

Kanion rzeki Colca uznawany jest za najgłębszy kanion świata. I co ważne, twierdzą tak nie tylko Peruwiańczycy 😉 Zgodne co do tego są zarówno National Geographic, jak i Księga rekordów Guinnessa. My natomiast, początkowo sądziliśmy, że mamy doczynienia z kolejnym przykładem rekordu, o który bije się wiele krajów. I że każdy twierdzi, iż to właśnie u nich znajduje się ten „naj”. Jednak okazało się, że rozważaną alternatywą był pobliski kanion Cotahuasi. Także tak czy siak, Peru górą! Albo w tym przypadku – dołem.

Kanion Colca vs Wielki Kanion Kolorado

Musimy się przyznać jeszcze do czegoś. Choć Ameryka Łacińska to zdecydowanie nasze ulubione rejony podróży, to gdyby ktoś przed naszą wyprawą do Peru zapytał nas o dowolny kanion, to bez zastanowienia wymienilibyśmy Wielki Kanion Kolorado w USA. Ale to chyba dość powszechne… prawda?

Oba te kaniony mają swoje kategorie, w których dominują. Ten amerykański to największy przełom rzeki na świecie o długości prawie 450 km! W takim ujęciu, kanion rzeki Colca ze swoimi 120 km, wydaje się niewielki. Jednak pod względem głębokości, to rzeka Colca wykonała większą pracę drążąc wąwóz o głębokości aż 4200m!. Przy czym „Wielki Kanion” to zaledwie 1600m – całkiem znacząca różnica. Jednak to ten amerykański niewątpliwie wygrywa konkurs popularności. I trochę szkoda, bo kanion Colca posiada również ważny polski akcent…

Kanion Polaków?

Słyszeliście o tym, czego na przełomie lat ’70 i ’80 dokonała grupa studentów z Krakowa w Peru? My też nie 😅 A warto o tym wiedzieć! Akademicka wyprawa Canoandes ’79, krakowskiego klubu kajakowego AGH „Bystrze”, trwała 33 miesiące i zapisała się w historii jako jedna z najważniejszych wypraw eksploracyjnych w XX wieku na świecie! Krakowscy studenci odbyli najdłuższą nieżeglarską podróż ubiegłego stulecia, pokonując kajakami 23 rzeki obu Ameryk, z których 13 nikt przed nimi nie przepłynął. A jedną z tych rzek była niejaka… Rio Colca 😉

Mimo ostrzeżeń lokalnej ludności, w 1981 roku jako pierwsi na świecie przepłynęli kajakiem rzekę Cocla, zyskując tytuł odkrywców najgłębszego kanionu świata. Podczas wyprawy, prawem zdobywców, nadali także kilka nazw różnym miejscom w kanionie. Zostały one później zatwierdzone przez Instytut Geograficzny w Peru. Przykładem są chociażby Cascadas Juan Pablo II – trzy największe wodospady kanionu nazwane na cześć papieża Jana Pawła II. Dzięki krakowskim studentom w kanionie Colca spotkać można również nazwy takie jak kanion Polaków czy kanion Czekoladowy.

My natomiast, w miejscowości Cabanaconde, z której schodziliśmy na dno kanionu, natrafiliśmy na ulicę Avenida Polonia – czyli po prostu ulicę Polską. A ponieważ w pobliżu nie znaleźliśmy żadnych innych ulic związanych z państwami, to bardzo prawdopodobne że to właśnie na cześć tamtej wyprawy.

Kanion Colca – na utartym szlaku czy poza nim?

Choć kanion Colca raczej cieżko określić mianem miejsca „poza utartym szlakiem”, to od początku mieliśmy do niego dobre przeczucia. Nie chcieliśmy z niego rezygnować tylko dlatego, że jest popularny (tak, czasem nam się to zdarza 😉). Plan zwiedzania Peru często sprowadza się do tradycyjnej pętelki zwanej, lekko uszczypliwie, szlakiem gringo.

Planując naszą podróż do Peru, od początku staraliśmy się nieco wykroczyć poza tę wydeptaną trasę. Nie przyciągała nas wątpliwa autentyczność wysp Uros. Ani Tęczowe Góry – kolorowy, choć smutny rezultat tego, jak niszczymy nasz klimat. Nie planowaliśmy również wizyty w Oazie Huacachina – do której ostatecznie jednak dotarliśmy, w sumie przez przypadek 😉, a czy to faktycznie taka „pułapka na turystów”, dowiecie się z postu Oaza Huacachina w Peru – warta zobaczenia?. Co więcej, początkowo w naszych planach nie było nawet Machu Picchu 😱 Ale to dlatego, że znacznie bardziej przyciągało nas inne inkaskie miasto – Choquequirao.

Jednak co do kilku miejsc nie mieliśmy żadnych wątpliwości, a jednym z naszych prywatnych must see był właśnie kanion rzeki Colca. Poza kanionem, koniecznie chcieliśmy zobaczyć również Cuzco wraz ze Świętą Doliną Inków oraz peruwiańską Amazonię. Mieliśmy też cichą nadzieję, że uda się dotrzeć jeszcze w góry i lodowce Cordillera Blanca, jednak byłby to już plan nieco zbyt szalony jak na 3-tygodniową wyprawę.

To dlaczego jednak kanion Colca, skoro to miejsce dość oblegane? Zobaczenie kanionu w ramach jednej z wielu oferowanych w Arequipie wycieczek, to faktycznie podążanie wytartym szlakiem. Jednak, jak się okazało, niewiele mają one wspólnego z faktyczną wizytą w kanionie. Większość zorganizowanych wycieczek sprowadza się do mniej więcej tego samego planu, którego głównym elementem jest wizyta w punkcie widokowym Cruz del Condor (Krzyż Kondora), z którego można podziwiać kondory (jedne z największych ptaków świata) oraz rozciągający się w dole kanion. Jednakże na jego dno wcale tak wiele osób nie dociera. A nasz plan od początku zakładał wyprawę na własną rękę oraz trekking w głąb kanionu Colca.

Naprzeciw Światu w kanionie Colca
Naprzeciw Światu i kanion Colca

Dlaczego wybraliśmy się do kanionu Colca na własną rękę?

Po pierwsze, zależało nam nie tylko żeby „zobaczyć kanion”, ale rownież zrobić to w sposób aktywny. Trekkingi to jeden z naszych ulubionych sposobów na spędzanie czasu wolnego. A wizja trekkingu na dno najgłębszego kanionu świata brzmiała bardzo przekonywująco.

Po drugie, ta forma „zdobycia” kanionu pozwoliła nam na obcowanie z majestatyczną przyrodą tego miejsca, w sposób bardziej intymny niż podziwianie jej z tarasu widokowego w grupie ludzi. Gdy dotarliśmy na skraj kanionu, byliśmy tam tylko my i przyroda.

Po trzecie, wizja noclegu na dnie kanionu w przeuroczej, pełnej zieleni oazie Sangalle. To był strzał w dziesiątkę! To miejsce skutecznie przekonało nas, aby zostać tam dłużej i nie wracać z powrotem następnego dnia. A niebo w nocy? Wyobraźcie sobie absolutną ciemność, żadnych źródeł światła w okolicy i gwieździste niebo nad nami.

I w końcu po czwarte, choć dotarcie do kanionu lokalnymi środkami transportu wymagało nieco więcej zachodu, to była to okazja żeby doświadczyć peruwiańskiej rzeczywistości. W lokalnych busikach jak w soczewce można obserwować lokalny folklor i peruwiańską codzienność.

Kanion Colca w Peru – dzień po dniu

Po tym nieco przydługim wstępie 😅, czas przejść do konkretów. Nasza wyprawa do kanionu Colca zajęła nam 3 dni, jednak można ją bez problemów skrócić do 2. Środkowy dzień to po prostu chillout w oazie na dnie kanionu oraz dodatkowy spacer jego zboczami. Aktywności całkowicie opcjonalne, dobrowolne i nikogo nie będziemy do nich przymuszać. Ale zachęcać będziemy, bo warto! Drugiego dnia bez większych problemów i pośpiechu można po prostu wrócić do Arequipy, taki z resztą był również nasz oryginalny plan. Ale bardzo nie żałujemy, że nieco wydłużyliśmy nasz pobyt.

Pssssst… jeśli i Ty rozważasz wizytę w kanionie na własną rękę, to koniecznie zobacz też jakie praktyczne wskazówki i mapki dla ciebie przygotowaliśmy: Kanion Colca na własną rękę – praktyczne porady i mapki.

Dzień 0 – pakowanie i przygotowanie do wyprawy

Wyprawę do najgłębszego kanionu świata rozpoczęliśmy od spakowania się dzień wcześniej. Co zabraliśmy ze sobą? Buty trekkingowe, krótkie spodenki, koszulki, ręczniki i kąpielówki – żeby móc skorzystać z basenu na dnie kanionu. Jedzenia i wody za wiele nie braliśmy, bo zarówno w oazie, jak i w Canbanaconde (skąd planowaliśmy zejść do kanionu) spokojnie można uzupełnić zapasy. Spakowaliśmy również cieplejsze ubrania/dresy na wieczór i do spania, ponieważ noce w kanionie bywają dość chłodne. Do tego krem od słońca i środek na komary. Mieliśmy ze sobą również latarki (czołówki) – nie są one konieczne, ale jeśli po drodze zastanie was zmrok, to weźcie pod uwagę, że niewiele jest w okolicy źródeł światła, a noc jest w kanionie naprawdę ciemna.

Całość zmieściliśmy w dwóch małych 20-30 litrowych plecakach. Duży bagaż natomiast zostawiliśmy do przechowania w naszym hostelu w Arequipie. I z tego co się orientujemy, w innych miejscach również nie ma problemów, żeby zostawić swoje rzeczy nawet na kilka dni.

Nocleg w kanionie mieliśmy już zaklepany wcześniej, zostało więc tylko rozeznać się w kwestii transportu. Nie było to do końca proste zadanie i ustalenie skąd, dokąd i jak się dostaniemy zajęło nam trochę czasu. Wyczytaliśmy wcześniej w Internecie, że do Cabanaconde kursują autobusy trzech różnych firm. Jednak, jak dowiedzieliśmy się już na miejscu, pandemię Covid przetrwała tylko jedna firma – Andalucia, o któcej wszyscy wiedzieli tylko tyle, że istnieje i kursuje dość rzadko.

Dlatego, żeby nie ryzykować, że przegapimy ostatni poranny autobus, zdecydowaliśmy się na inną opcję – przejażdżkę collectivo. To nic innego jak lokalne busiki – mniejsze i nieco szybsze niż autobus. Kursują znacznie częściej, jednak na krótszych dystansach i bez ustalonych godzin odjazdu. Zasada jest prosta – przychodzisz do punktu collectivo, wsiadasz w oczekujący już busik i… czekasz aż się zapełni, bo właśnie wtedy następuje jego godzina odjazdu. Poszukaliśmy, popytaliśmy i stworzyliśmy listę 3-4 potencjalnych miejsc odjazdu busików do miejscowości Chivay – w której mieliśmy się przesiąść na kolejne collectivo do Cabanaconde. Na szczęście wszystkie te miejsca były obok siebie, więc byliśmy spokojni, że tam faktycznie musi być jakiś transport. Przed snem jeszcze zgłosiliśmy w naszym hostelu, że planujemy wyruszyć następnego dnia wcześnie rano, dzięki czemu zagwarantowaliśmy sobie wcześniejsze śniadanie.

Dzień 1 – dojazd do Cabanaconde i zejście do kanionu Colca

Z Arequipy do kanionu Colca jest teoretycznie tylko ok. 100 km (na północny zachód), jednak trasa wiedzie przez przełęcze na wysokości ponad 4400 m n.p.m. Właśnie ze względu na ukształtowanie terenu, przejazd do wioski Cabanaconde (skąd planowaliśmy zejść do kanionu) zajmuje aż 6 godzin. Wiedzieliśmy zatem, że warto wyruszyć jak najwcześniej. Pobudka o 6 rano i szybkie śniadanie w hostelu, które zgodnie z zapowiedzią już na nas czekało. Zabraliśmy też na drogę słodkie bułeczki i ulubione owoce Agi – granadille, mniam😋

Granadilla- nasz ulubiony owoc z Peru
Granadilla – nasz ulubiony owoc z Peru

W poszukiwaniu collectivo do miasteczka Chivay

Duże plecaki zostawione do przechowania w hostelu, mniejsze plecaki na plecach, ruszamy! Do punktu odjazdu collectivo mieliśmy około 12 minut jazdy samochodem. Idziemy czy jedziemy? Uber pokazał 10 soli, taksówkarz chciał tyle samo. To raptem 11 zł – jedziemy taksówką! Przy okazji po drodze dopytaliśmy taksówkarza, czy kojarzy skąd odjeżdżają busiki do Chivay. Powiedział, że oczywiście i zawiózł nas na miejsce. Był to jeden z punktów, które również wyłoniliśmy wcześniej jako potencjalną lokalizację postoju collectivo, także wszystko się zgadzało. No, prawie wszystko, bo ostatecznie busiki tam były, ale jadące w zupełnie innym kierunku 😉

Nie był to jednak nasz pierwszy raz w Ameryce Południowej – byliśmy na to przygotowani. I jak to mówią – koniec języka za przewodnika, dlatego w Peru warto znać choć podstawy hiszpańskiego. Popytaliśmy, pokazano nam inne miejsce, które również mieliśmy na liście. I tym razem – bingo! Są collectivo, nawet jadą we właściwą stronę. A było to dokładnie tu: link do Street View.

Przejazd z Arequipy do Chivay

Busik już na nas czekał, zmartwiło nas jednak to, że byliśmy póki co jedynymi chętnymi na trasę do Chivay. No ale nic, poczekamy ile będzie trzeba. Zapłaciliśmy po 20 soli (ok. 23 zł – listopad ’22) i… jakie było nasze zdziwienie, gdy kierowca po niecałych 10 minutach postanowił ruszyć. Z nami, jako jedynymi pasażerami na pokładzie.

Jednak po jakiś 30 minutach zrozumieliśmy dlaczego, mimo braku innych pasażerów, busik wystartował. Gdy dojechaliśmy na obrzeża Arequipy, zatrzymalismy się i tam nastąpiła główna część oczekiwania. Okazało się, że z centrum niewiele osób dojeżdża do miasteczka Chivay, zdecydowanie więcej chętnych wsiada przy trasie wylotowej z miasta. Ostatecznie czekaliśmy około 40 minut, po czym wyruszyliśmy w dalszą drogę przez Andy. Jedną z najbardziej widowiskowych dróg, jakimi przyszło nam kiedykolwiek jechać!

Trasa do Chivay to nie tylko majestatyczne Andy, górskie przełęcze i otwarte przestrzenie. To również wulkany, w tym słynny El Misti oraz sięgający prawie 6000 tys. m n.p.m. czynny wulkan Sabancaya. Widoki dosłownie zapierają dech w piersiach! A może tchu brak przez chorobę wysokościową? Sprawdzam zegarek, wbudowany wysokościomierz wskazuje 4400 m n.p.m. – tak wysoko jeszcze nie byliśmy. Na szczęście dalsza trasa wiedzie już tylko w dół.

Przejazd z Chivay do Cabanaconde

Po niecałych 3 godzinach docieramy do Chivay, nasz busik zatrzymuje się przed terminalem autobusowym (dokładnie tutaj). Tu też szybko odnajdujemy collectivo w kierunku Cabanaconde. Sprawna przesiadka – gdyby nie liczyć czasu oczekiwania na odjazd oczywiście. Koszt? 10 soli (11 zł), czyli połowę taniej niż do Chivay. Niestety, jednak nie były to ostatnie pieniądze jakie wydaliśmy w tym busiku…

Jak się okazało, wejście do kanionu Colca nie jest darmowe. Poruszanie się w jego rejonie wymaga ważnego biletu, tak zwanego boleto turistico. Kosztuje on 70 soli na osobę (~80 zł – listopad ’22) i ważny jest przez 3 dni. Najprościej kupić go bezpośrednio od sprzedawców, którzy zaglądają do collectivo i autobusów w Chivay. Ich zadaniem jest sprawdzić, czy na pewno każdy turysta zmierzający do kanionu ma ważny bilet, a jeśli nie, to wyposażyć go w takowy. Boleto turistico można kupić też wcześniej w Arequipie, ale cena jest dokładnie taka sama.

Postój w miasteczku Chivay trwał około 30 minut, po kolejnych 90 minutach byliśmy już w Cabanaconde. Po drodze mijaliśmy słynny punkt widokowy Cruz del Condor (Krzyż Kondora), stanowiący punkt docelowy większości zorganizowanych wycieczek. W Cabanaconde nasz busik zatrzymał się na głównym placu, przy którym zobaczyliśmy pierwszego „kondora”, a w zasadzie takie dwa 😉:

Pomnik kondora przy głównym placu w Cabanaconde
Dwa „kondory” przy głównym placu w Cabanaconde

Droga w dół do oazy Sangalle

Szlak zejścia na dno kanionu rozpoczyna się około kilometra od głównego placu w Cabanaconde.

Po drodze mijamy liczne tarasy uprawne, a nad nami dostrzegamy dwa szybujące wysoko kondory – tym razem prawdziwe. I trzeba przyznać, te ptaki faktycznie robią wrażenie, przede wszystkim ze względu na swój rozmiar. Po kilkunastu minutach docieramy do krawędzi kanionu, gdzie znajduje się punkt widokowy na wąwóz i rozległą Dolinę Colca. Jak widoki? Oceńcie sami:

Po dotarciu do punktu rozpoczęcia trekkingu w głąb kanionu, czekała nas już tylko droga w dół, i w dół, i w dół. Cały kilometr przewyższenia, około 2 godzin marszu. Tak mniej więcej wyglądała nasza trasa do oazy (szlak jest jeden, raczej nie da się zgubić):

Trasa z Cabanaconde do oazy Sangalle
Trasa z Cabanaconde do oazy Sangalle

Po drodze cały czas towarzyszą nam niesamowite widoki i jedna myśl – jak taka mała rzeczka mogła wyrzeźbić tak majestatyczny kanion? Mijamy też osiołki (albo muły?) idące w przeciwnym do nas kierunku.

Osiołki powracające z dna kanionu Colca
Osiołki powracające z dna kanionu Colca

Mniej więcej w połowie drogi, po raz pierwszy dostrzegamy oazę. Z początku jawi nam się jako niewielka, zielona plama na dnie kanionu. Im niżej jednak schodzimy, tym więcej i więcej zieleni, aż zaczynamy rozpoznawać palmy, budynki i niewielkie baseny. Gdy docieramy do Sangalle, jesteśmy nią tak oczarowani, że nie wyobrażamy sobie jak moglibyśmy następnego dnia rano po prostu zabrać swoje plecaki i wrócić.

W oazie znajduje się kilka obiektów oferujących noclegi w niewielkich, głównie drewnianych, chatkach – tak zwanych „lodges”. My spaliśmy akurat w Oasis Paraiso Ecolodge. Warunki noclegowe może nie są luksusowe – ale basen, palmy i możliwość zamówienia drinków, daje jednak namiastkę luksusu 😉 Do oazy dotarliśmy późnym popołudniem. Szybki prysznic i już byliśmy w basenie. Otoczeni zielenią i palmami uroczej oazy, nad którą unosiły się majestatyczne ściany kanionu. Wtedy już wiedzieliśmy, że musimy tu zostać jeszcze przynajmniej jeden dzień dłużej.

Niestety w Sangalle dość szybko robi się chłodno. Poza samą oazą niewiele jest roślin, które mogłyby utrzymywać temperaturę. Dlatego bardzo się ucieszyliśmy, gdy okazało się, że po kolacji czekało na wszystkich wspólne ognisko.

Dzień 2 – oaza Sangalle i trekking w kanionie Colca

Listopad to okres trochę poza sezonem w Peru. Dzięki temu w oazie tłumów nie było – może kilkanaście osób. Nie było też żadnych problemów, żeby przedłużyć nasz nocleg. W cenie było śniadanie, a kolację poprzedniego dnia mogliśmy dokupić na miejscu.

Drugiego dnia po śniadaniu zrobiliśmy sobie kilkugodzinny trekking po zboczach kanionu. Ruszyliśmy szlakiem w stronę wioski Malata – jest to trasa, którą można później dotrzeć do kolejnej miejscowości – San Juan, skąd można dojść z powrotem do Cabanaconde. Mając kilkanaście godzin, można w taki sposób zrobić ładną pętlę – jedną z ciekawszych w okolicy kanionu Colca. Szczegółowy opis możliwych tras z mapkami znajdziesz w naszym poście: Kanion Colca na własną rękę – praktyczne porady i mapki.

My jednak planowaliśmy ten dzień spędzić częściowo aktywnie, a częściowo „na leniucha” – korzystając z uroków oazy. Dlatego ostatecznie za cel obraliśmy sobie punkt odległy o jakieś 2 km od oazy. Może nie daleko, ale w pełnym słońcu i w całości pod górę – bo z dna kanionu można iść już tylko do góry😉 Uznaliśmy, że to wystarczający wysiłek, żeby uzasadnić późniejsze lenistwo nad basenem.

Nasz punkt docelowy w aplikacji mapy.cz oznaczony był jako… sklep. No nie ma opcji żeby tam był jakiś sklep! – pomyśleliśmy oboje. Ale jak się okazało – myliliśmy się – a sklep faktycznie tam był. Tak zupełnie po środku niczego, bez drogi dojazdowej, bez prądu, bez wody. No może sklep to trochę dużo powiedziane. Bo w rzeczywistości było to prowizoryczne zadaszenie, pod którym znajdował się kramik pełniący funkcję sklepiku i miejsca noclegowego dla sprzedawcy zarazem. Z resztą, gdy do niego dotarliśmy, ten akurat ucinał sobie przedpołudniową drzemkę. Jednak widocznie niewiele osób tędy przechodzi, bo mimo pobudki, sklepikarz był bardzo zadowolony z naszych odwiedzin.

Most nad rzeką Rio Colca
Most nad rzeką Rio Colca – ta niepozorna rzeczka wyrzeźbiła najgłębszy kanion świata!

W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie jeszcze krótki przystanek na moście znajdującym się przy oazie, żeby po raz kolejny spojrzeć na rzekę Colca. Rzekę, która wydrążyła najgłębszy kanion świata i jedną z największych atrakcji turystycznych Peru. To robi wrażenie! A gdy wróciliśmy do oazy, akurat docierały do niej osiołki z prowiantem. Bo nie ma tu oczywiście żadnych dróg dla samochodów, a wszystko co można dostać w Sangalle dociera właśnie na grzbietach tych zwierząt.

Resztę dnia wykorzystaliśmy na wypoczynek, a w nocy czekała nas jeszcze jedna atrakcja. Gdy wszyscy kładą się już spać, w oazie zapada absolutna ciemność. Nie ma tu żadnych źródeł światła, a najbliższa miejscowość to wioska Cabanaconde, gdzieś wysoko, ukryta poza krawędzią kanionu. Dzięki temu niebo widoczne z dna kanionu Colca jest wyjątkowo ciemne. Idealne warunki do podziwiania gwiazd i gwiazdozbiorów. Polecamy!

Jednym z naszych marzeń było zobaczenie w Peru Krzyża Południa – gwiazdozbioru wyznaczającego kierunek południowy (tak jak gwiazda polarna wyznacza północ na naszej półkuli). Niestety, o tej porze roku nie było to możliwe w kanionie, z racji wysokich ścian, które przesłaniały tę część widnokręgu. Ale samo niebo było warte pobudki o 3 nad ranem. A Krzyż Południa udało nam się ostatecznie zobaczyć w innej oazie, na pustyni – Huacachina.

Dzień 3 – wyjście z kanionu i powrót do Arequipy

Trzeciego dnia czekała nas pobudka o 5 rano, więc nie za wiele pospaliśmy po nocnych obserwacjach nieba 😅 Do Cabanaconde wracaliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Także czekał nas kilometr pionowej ściany i wizja palącego słońca. I o ile zejście do oazy to około 2 godzin, tak wejście zajmuje odpowiednio dłużej. Dlatego ważne, żeby wyruszyć w miarę wcześnie i pokonać jak największą część trasy zanim słońce wzejdzie ponad ściany kanionu. My wyruszyliśmy o 6 rano i w Cabanaconde byliśmy chwilę po 9, pokonując prawie całą trasę w cieniu.

Główny plac w Cabanaconde - autobus powrotny do Arequipy
Główny plac w Cabanaconde – autobus powrotny do Arequipy

Jak się okazało, dobrze trafiliśmy z godziną. Bo akurat o 9:30 z głównego placu odjeżdżał autobus (wspomnianej firmy Andalucia) do Arequipy. Zmęczeni trzygodzinną wędrówką pod górę, długo się nie zastanawialiśmy i skorzystaliśmy z okazji bezpośredniego powrotu do miasta. Tak zakończyła się nasza przygoda w najgłębszym spośród najgłębszych kanionów świata.

A Ty? Wybierasz się do kanionu Colca?

Jeśli tak, to koniecznie zajrzyj do kolejnego postu: Kanion Colca na własną rękę – praktyczne porady i mapki. Zebraliśmy w nim porady, wskazówki i odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania odnośnie wyprawy. Znajdziesz tu również praktyczne mapki – zarówno z lokalizacją autobusów/collectivo, jak i możliwych tras wędrówki. Możesz też zawsze zagadać do nas na Instagramie. Udanej wyprawy!

CategoriesPeru

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *